Zapraszamy do przeczytania kolejnego rozdziału dzieła bł. Marii Konstancji Panas, Klaryski Kapucynki. Tutaj możesz przeczytać poprzednie.

z włoskiego tłumaczy: s. M. Zuzanna Rejmak OSCCap

Rozdział VI

Trudności

Błogosławiony mąż, który wytrwa w pokusie,
gdy bowiem zostanie poddany próbie, otrzyma wieniec życia!
Jk 1,12

Piękny i pociągający jest program, który dusza sobie proponuje. Widzi go przed sobą jako świetlisty obraz, a łaska, intymnym głosem zaproszenia i nieskończonymi obietnicami na przyszłość dodaje skrzydeł jej woli.

Z pewnością nie ma złudzeń co do tego, że droga będzie zawsze prosta i czysta, ale nie jest w stanie przekonać samej siebie, że będzie musiała znosić tak gorzkie bitwy, czując się [teraz] tak lekką i skąpaną w świetle. Słusznie nie powinna się niepokoić ani martwić, ponieważ Ten, który wewnętrznie ją pociąga do Siebie, będzie jej najmocniejszym wsparciem.

Pojawią się, i to niemałe, trudności, zwłaszcza wewnętrzne. Są one konieczne, bo cóż za pożytek z żołnierza, jeśli nie walczy? Dusza musi również odczuwać pragnienie udowodnienia wierności swojemu Bogu, a wierność okazuje się w tym, co trudne i uciążliwe.

Dusza przygotowuje się z wielkim spokojem i z przekonaniem, że nic jej się nie stanie, jeśli nie zechce lub nie zezwoli na to Ten, który ją kocha i nigdy nie zostawia jej samej. „Wierny jest Bóg – mówi św. Paweł – i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania abyście mogli przetrwać” (1 Kor 10,13).

Niech więc [dusza] umieści w swoim sercu wielką ufność w Panu, a nawet bardzo mocną pewność, że On nie tylko nigdy jej nie opuści, ale będzie jej strzegł jak źrenicy oka. Niech nic nie osłabi tej głębokiej wiary, która musi być fundamentem, na którym spoczywa jej życie. Niech każdy głos, który stara się zaćmić tę wiarę, zostanie zdecydowanie odrzucony przez duszę. Zawsze będzie [ona] naśladować Jezusa, który w najgłębszym morzu swoich boleści wołał: „Ojcze, w Twoje ręce oddaję ducha mego” (Łk 23, 46). Zawsze będzie zaświadczać za prorokiem Izajaszem: ” Oto na zdrowie zamienił mi gorycz” (Iz 38, 17).

Niech więc oprze się na tej prawdzie, ugruntuje się w tych słowach, pewnie postawi na nich stopę tutaj i rozwiąże wszystko w ten sposób. Dlatego niech nie opisuje szczegółowo swoich smutków, nie chce się im przyglądać ani znać ich przyczyn czy ich skutków; niech nie sporządza ich dokładnej listy dla siebie i dla innych; niech jak najmniej zastanawia się nad sobą czy też pragnie zdefiniować siebie, a tym samym, w cudowny sposób, skróci swoją drogę. Niech rozważa głęboko i poważnie potraktuje tę rzadką prostotę, która kształtuje prawdziwą wielkość duszy. Będąc małą i nędzną, niech taką pozostanie, nadając jak najmniejsze znaczenie sobie i wszystkim co do niej należy.

Piękna, niezwykle droga Panu jest dusza, która potrafi w taki sposób przekroczyć siebie, nigdy nie pieszcząc się pod żadnym pretekstem i celując prosto w Jego boskie światło, nie błądząc w ciemności! Niech patrzy na Niego, jeśli to prawda, że Go kocha, i straci z oczu samą siebie. Niech pozwoli Jemu patrzeć i niech zadowoli się skupieniem spojrzenia na Jego Sercu, z pełną wiarą, że On nigdy jej nie opuści.

Tak, to prawda, nadejdą trudne godziny, dni bez promienia światła, modlitwy jałowe i rozproszone pomimo wszelkich wysiłków, nieposkromiona i nieokiełznana wyobraźnia, serce zaciśnięte i niezdolne do najmniejszego dobrego uczucia, skłonność do oceniania wszystkiego i wszystkich jako nie do zniesienia, nuda i zmęczenie bez powodu, absolutna niemoc reagowania. W pewnych momentach będzie się zdawać, że wszystkie ideały zniknęły, że święte intencje zostały zatarte, że życie wewnętrzne nie istnieje, jest utopią. W miarę upływu czasu jakby przenikało do duszy przekonanie, że wszystko jest skończone i że nigdy nie zostanie odkryte żadne wyjście z labiryntu, do którego dusza weszła, nie zdając sobie z tego sprawy! Jest kuszona, by porzucić lub skrócić modlitwę, w której nie znajduje najmniejszego pożytku, a z dnia na dzień niebo staje się coraz bardziej ponure lub, co gorsza, bez koloru, bez chmur i bez słońca, wlewając w nią poczucie zagubienia gorsze niż krwawa walka z czymś materialnym i zewnętrznym.

Wystarczy: nie analizujmy więcej, ponieważ to właśnie wielka mądrość nieanalizowania ma nas ocalić. Nie można zawrócić i zamotać się w pracy, która więzi, jak robi to larwa, ale należy trwać się na otwartej przestrzeni, w wolności dzieci Bożych, które nigdy nie tracą pokoju.

Bardzo niebezpieczne jest myślenie, że konieczny jest bardzo jasny ogląd siebie lub spędzanie dużo czasu na wyjaśnianiu innym naszego stanu. Nie: sumienie jest otwartą kartą, którą czyta się na pierwszy rzut oka; jeśli chce się ją dokładniej zbadać, staje się ona zamglona i nie pokazuje już prawdy. Nieopanowane pragnienie poznania siebie i ujawnienia się jest sidłem miłości własnej, która chce zniszczyć prostotę, złotą cnotę, rozwiązującą najpoważniejsze trudności w najszybszy i najskuteczniejszy sposób.

Nie wolno nam domagać się znalezienia wyjścia z każdej trudności, ponieważ wiele spraw można rozwiązać jedynie poprzez ich porzucenie. To, co, po dokonaniu refleksji, musimy zatrzymać i skorygować energicznie w naszym postępowaniu, nie wymaga wiele czasu i wielu rad, ponieważ można to zobaczyć i poznać bez wysiłku, a wymaga to jedynie stanowczej i wielkodusznej decyzji woli. Wyrzeknijmy się zatem bezużytecznej i powierzchownej satysfakcji z nadmiernego myślenia, rozumowania i mówienia, aby nasza droga była drogą faktów, poważnych rezultatów, a nie pieszczot dla nędznej miłości własnej.

Im bardziej czujesz pokusę skupienia się na sobie, tym bardziej musisz wznieść się wyżej i odnaleźć wspaniałe schronienie zawierzenia się Bogu.

Czego pragniesz? Czego szukasz? Boga samego! Cóż więc? Wiara mówi, że On, nieskończona Dobroć, nie odmawia nikomu Siebie samego: nic więcej nie jest potrzebne dla twojego spokoju. Ucisz swoje wnętrze, pragnące dręczyć cię wątpliwościami i skrupułami, mówiąc sobie: Bóg się nie zmienia! Słucham Jego zapraszających słów, Jego niewysłowionych obietnic Ewangelii i z prostą wiarą w Jego miłość do mnie jako biedaczka, powtarzam sobie to, co czułem w innych chwilach w tak rzeczywisty sposób… Tak: Bóg się nie zmienia, kocha mnie i przemienia mnie bez mojej wiedzy; pokaże mi dzieło, kiedy zostanie wykonane. Nie mogę wyczerpać się walką jak noworodek w ramionach matki, tracąc pokarm, ale trwać w spokoju, aby wszystko przyswoić.

Serce tak uległe i oddane woli swego Boga, ma również ten wspaniały przywilej, że nie jest wymagające i wie, jak czerpać korzyści z najmniejszych rzeczy. Czasami wystarczy przypadkowo przeczytane lub usłyszane słowo, proste napomnienie, gest zachęty, aby je uspokoić i rozszerzyć.

Niech zatem dusza pragnąca postępować w intymnym zjednoczeniu z Bogiem będzie hojna a nie drobiazgowa; pełna życia, szczera, radosna i skromna, nie zagmatwana i nie skomplikowana, zawsze pragnąca dotrzeć do prawdy oraz stroniąca od wszelkiej próżności czy względu na stworzenia lub samą siebie.

Sam Bóg jest jej świecącą latarnią, a jej duch zawsze stara się Go zdobyć.