„Ślub pióra – pisać jedynie dla Jezusa i o Jezusie”: tej decyzji młodej nauczycielki Agnieszki Panas, później siostry Marii Konstancji, zawdzięczamy obfitość pięknych tekstów dzisiejszej Błogosławionej o życiu duchowym i modlitwie. Są to listy (w przeważającej większości nie wydane drukiem nawet po włosku) oraz małe dziełka o tematyce religijnej, niektóre z nich wydawane drukiem (nawet kilkakrotnie) za jej życia i cieszące się wówczas niemałą popularnością.
Pragniemy zaprezentować (w odcinkach) jeden z takich tekstów, skierowany przede wszystkim do świeckich. Przy lekturze nie możemy zapominać, że Błogosławiona prezentuje wrażliwość duchową nieco odmienną od naszej, współczesnej, oraz posługuje się bardzo bogatym językiem, zawierającym metafory czy poetyckie porównania. Stąd właśnie obecność przypisów, dodanych w tłumaczeniu, mających ułatwić zrozumienie przesłania tekstu.
Bł. Maria Konstancja Panas, klaryska kapucynka
OAZA NA PUSTYNI. ŻYCIE DUCHOWE ŚWIECKICH
Rozdział 1 [Rozdział 2] [Rozdział 3] [Rozdział 4]
ROZDZIAŁ 1
Oaza na pustyni
Żył w ziemi Us człowiek imieniem Hiob. Był to mąż sprawiedliwy, prawy, bogobojny i unikający zła. Hi 1,1
Pismo święte, chwaląc świętego Hioba jako człowieka prostego i prawego, wymienia nazwę miejsca jego zamieszkania, ponieważ wielką zasługą jest bycie dobrym pomiędzy złymi. Nigdy nie powinniśmy uważać się za lepszych od innych, nigdy nie wynosić się nad innych, nawet ponad jawnego grzesznika, ale, uznając się właśnie za niżej stojących od innych[1], powinniśmy pielęgnować święty ideał wznoszenia się ponad swoje środowisko, jeśli jest nim świat[2] ze swoją niegodziwością.
Pięknym, zachwycającym ideałem dla duszy zmuszonej żyć w bezpośrednim kontakcie z ziemią – podczas gdy serce nie pragnie nic innego, jak Nieba – jest sformułowanie dla siebie programu oderwania się, wewnętrznego odizolowania się od wszystkiego, czego dotyka i co widzi, aby odnaleźć się w Tym, który jako jedyny zasługuje na miłość i oddanie.
Dusza w świecie, ale nie ze świata, jest jakby rozkoszna oaza na pustyni, bogata w świeżą wodę i pachnącą zieleń, gotową dać wytchnienie nie tyle przechodniom i podróżnym tego świata, lecz Bogu nieba i ziemi, Jezusowi Zbawcy, Słowu Bożemu, które przyszło na ziemię, aby żyć i umrzeć dla swoich biednych stworzeń!
Błogosławiony Guntard Ferrini[3] został nazwany „samotnikiem zagubionym na pustyni świata”, ponieważ kontakty z ziemią w żaden sposób nie miały wpływu na jego, czystą jak lilia, duszę: osoby i rzeczy, z którymi się stykał, stanowiły dla niego jakby stopnie, po których wznosił się do Boga, a nawet jedno ziarenko pyłu nie przywarło do jego serca! Jego życie było życiem samotnika, eremity: w szkole, w domu, na ulicach, wszędzie, zawsze, wobec wszystkich, z heroiczną wytrwałością!
Pan pragnie wybrać Takie dusze, na których będzie mógł zatrzymać swoje spojrzenie, nie tylko zwracając się ku klasztorom i miejscom świętym, ale również tu, pośród błota grzechu, między gęstą ciemnością ludzkich spraw. On ma prawo posiadania wszędzie czcicieli w duchu i prawdzie[4]. Ma do tego prawo i pragnie, aby do jego tronu wznosiło się kadzidło adoracji i czystej modlitwy, ponieważ do Niego należy ziemia i wszystko, co ją napełnia[5].
Jak misjonarze są powołani do tego, by z gorliwością apostolstwa wznosić i wywyższać krzyż w każdym zakątku ziemi, tak Jezus chce, aby w każdym domu, w każdym warsztacie, w każdym miejscu była dusza, która ofiaruje Mu chwalebne dzieło wierności łasce, oderwania od marności i pragnienia mieszkań niebieskich.
Siostra Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej[6], jeszcze jako osoba świecka, zapragnęła pójść do teatru… dziwne! Ale dlaczego? Aby w tym miejscu, znanym przede wszystkim z frywolności i niezdrowej rozrywki, chociaż jedno serce kochało i pocieszało dobrego Boga! A święty kapłan, Józef Canovai[7], czuł się swobodnie na statku, w towarzystwie pustych i światowych arystokratek, by swoim milczeniem i doskonałym umartwieniem spojrzenia i powściągliwością w zachowaniu głosić wielkość naszej wiary i chwałę Kościoła Chrystusowego. Zachwycająca subtelność i pomysłowość miłości świętych!
Niech nasze serca płoną pragnieniem ofiarowania Bogu wszystkiego, co możliwe, z najżywszą, najczulszą i najsilniejszą miłością, skoro nie możemy dać Mu wszystkiego, na co zasługuje!
[1] Por. Flp 2,3.
[2] Autorka rozumie pojęcie „świat” jako siły sprzeciwiające się Panu Bogu. Jest to sposób wyrażania się inspirowany słowami z 1. Listu św. Jana 2,15-16. Nie chodzi tu o świat, sam w sobie dobry, jako Boże stworzenie. W analogiczny sposób w tekście będzie używane pojęcie „ziemia”, w opozycji do „nieba”.
[3] Bł. Guntard (wł. Contardo) Ferrini urodził się 2. Kwietnia 1859 roku w Mediolanie skromnej, ale bardzo religijnej rodzinie, którą znał m.in. i bardzo cenił Achilles Ratti (Pius XI). W wieku 12 lat (po przyjęciu Pierwszej Komunii Świętej) wstąpił do Bractwa Najświętszego Sakramentu. W roku 1866 (mając zaledwie 17 lat) rozpoczął studia na wydziale prawa na uniwersytecie w Pawii. W roku 1870 uzyskał tytuł magistra prawa. Był wykładowcą na uniwersytetach w Messynie, Modenie, Pawii i Mediolanie. W wieku 24 lat otrzymał pozycję wykładowcy prawa rzymskiego na uniwersytecie w Pawii. Od 1886 roku był członkiem Trzeciego Zakonu Świętego Franciszka. Wszędzie roztaczał urok swej dobroci, taktu i zrozumienia. Zalety te wywodziły się z jego głębokiej pobożności i doskonale z nią harmonizowały. Ześrodkowywała się ona na nabożeństwie do Najświętszego Sakramentu i karmiła systematycznym pielęgnowaniem modlitwy myślnej. Rozczytywał się również stale w Ojcach Kościoła. Jego zjednoczenie z Bogiem owocowało dziełami miłosierdzia i czynnym udziałem w sprawach publicznych.
W trakcie letniego odpoczynku w roku 1902 w okolicach jeziora Maggiore, zachorował na tyfus i zmarł mając 43 lata w opinii świętości.
W 1942 jego ciało spoczęło w krypcie kościoła Serca Jezusowego, przy uniwersytecie w Mediolanie. Pozostało po nim pięć tomów prac naukowych, materiały apologetyczno-ascetyczne oraz bogata korespondencja.
Beatyfikowany przez papieża Piusa XII w dniu 13 kwietnia 1947 roku.
[4] Por. J 4,23-24.
[5] Por. Ps 24,1.
[6] Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej, właśc. Elżbieta Catez, (ur. 18 lipca 1880 w Avor, zm. 9 listopada 1906 w Dijon) – francuska pianistka, pisarka, karmelitanka bosa, Święta Kościoła katolickiego, beatyfikowana przez papieża Jana Pawła II w 1984 roku, kanonizowana w 2016.
[7] Józef (wł. Giuseppe) Canovai, (ur. 27 grudnia 1904 w Rzymie, zm. 11 listopada 1942 w Buenos Aires), rzymski kapłan, pracownik Nuncjatury Apostolskiej w Argentynie, trwa jego proces beatyfikacyjny i przysługuje mu tytuł Czcigodny Sługa Boży.
Życie wewnętrzne
Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was?
1 Kor 3,16
W jaki sposób dusza może trwać w Bogu w jakimkolwiek otoczeniu, we wszystkich zajęciach i w każdej chwili? Dzięki życiu wewnętrznemu.
Życie wewnętrzne to relacja z Bogiem, owoc i rozwinięcie daru pobożności, wlanego do duszy przez Ducha Świętego podczas Chrztu, oraz wysiłek serca poszukującego Tego, Który je stworzył.
Aby osiągnąć życie wewnętrzne, koniecznym jest odczuwać i cieszyć się obecnością Boga, rozważając, co mówi św. Paweł: „w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17,28).
Prawda o obecności Boga w nas, wokół nas, we wszystkim i wszystkich, musi przemienić nasze życie.
„Służ Mi i bądź nieskazitelny1”, powiedział Bóg do Abrahama, ponieważ wiara i odczucie obecności Bożej sprawiają, że dusza staje się rozsądna, czuwająca, ostrożna, dbała o to, aby nie uczynić nic niegodnego Bożego spojrzenia spoczywającego na niej. Bóg jest ze mną, nigdy nie ucieknę przed jego obecnością, opieką, sądem. Jak wielką, pełną szacunku bojaźń mam podtrzymywać! Bóg zajmuje się mną, a także mnie strzeże, prowadzi, broni, utrzymuje i nie pozwala, aby czegokolwiek mi brakowało. Jakież uczucie wdzięczności musi mnie napełniać!
Bóg nie zostawia mnie ani na chwilę i troszczy się o mnie, ponieważ mnie kocha, i to kocha mnie szczególnie, wzywając mnie po imieniu, zazdrosny o moje serce jak o najcenniejsze bogactwo. Ta zazdrość sprawia, że powtarza, zwracając się właśnie do mnie: „Synu, daj mi swe serce” (Prz 23,26).
Oto z czego rodzi się i czym się żywi życie wewnętrzne: rodzi się z miłości i żywi się miłością! Trzeba kochać, aby móc myśleć o Bogu, pragnąć nigdy nie stracić Go z oczu, czyniąc wszelkie wysiłki, aby zachować Jego obecność w swoim wnętrzu i stale dochowywać Mu towarzystwa. Życie wewnętrzne jest ćwiczeniem się w miłości oraz relacją myśli i serca z Dobrem nieskończonym.
Synowska, pełna ufności miłość do Boga rodzi się i wzrasta dzięki rozważaniu tego, że On raczył zamieszkać w naszej duszy. „Świątynia Boga jest święta – mówi Apostoł – a wy nią jesteście” (1 Kor 3,17). Uroczysta prawda, która wprowadza nas w zakłopotanie i zanurza we wdzięczności, daje nam najpewniejszy dowód, że jesteśmy stworzeni z miłości i do miłowania.
Poznać tę prawdę i pozostać obojętnymi, obcymi, pozbawionymi pragnienia zgłębiania tej wielkiej tajemnicy – czyż to nie potworność? Czyż stworzenie nie będzie odczuwać nieprzezwyciężonej potrzeby przebywania ze swoim Stwórcą, bez którego stałoby się na powrót nicością? Czyż Boże dziecko nie będzie wyciąga
ramion i dążyć uczuciem do Tego, który sam siebie czyni Ojcem, podczas gdy jest absolutnym Władcą i Sędzią stworzonej przez siebie istoty? Czyż dusza, stworzona na Boży obraz i podobieństwo, nie będzie pragnęła poznania rysów twarzy Boga, aby uświadomić sobie swoją wielkość i godność, do której On raczył ją wywyższyć? Czyż nie jest niewybaczalną głupotą utkwić oczy w ziemi, podczas gdy w naszym wnętrzu posiadamy Niebo, Raj? Bóg jest zawsze z nami i w nas! A my zapominamy o Nim, zastępując pamięć o Nim rzeczami próżnymi, przemijającymi, bezwartościowymi… Bóg jest we mnie, a ja błąkam się poza sobą, szukając ziemskich przyjemności…
To nasza wielka nędza, że nie potrafimy ocenić prawdziwych wartości i zastępujemy złoto tombakiem, jak niedoświadczone dzieci!
Otwórzmy oczy naszego wnętrza… zobaczmy tron Najświętszej Trójcy w naszej duszy… odkryjmy, pośrodku niej, katedrę2 Ducha Świętego, pragnącego przyciągnąć naszą uwagę ku temu, co w nas najintymniejsze! To tutaj, w centrum mojego serca, czeka na spotkanie ze mną Ten, który mnie stworzył, aby w najdelikatniejszy sposób dać mi poznać, że On jest moim Ojcem, a ja jestem Jego dzieckiem! Z tego wzniosłego odkrycia zrodzi się we mnie dziecięca miłość, w odpowiedzi na ojcowską miłość nieskończonej Istoty, która we mnie uczyniła sobie mieszkanie!
Mój Boże! Obym wzniósł wzrok ku Niebu i bez zwłoki skierował go ku mojemu sercu, szepcząc w zachwycie: Nieskończony we mnie umieścił swój tron, uczynił ze mnie swoje Niebo, swoje tabernakulum3!
1 W oryginale cytowane tłumaczenie do dziś zachowane po włosku: „cammina davanti a Me e sii integro”, dosłownie: „chodź (przechadzaj się) przede Mną (w Mojej obecności) i bądź pełny (w znaczeniu: kompletny, taki, jakim chce ciebie Bóg).
2 W znaczeniu: krzesło, tron, na którym zasiada biskup; miejsce, z którego się naucza.
3 Etymologicznie: „namiot”, miejsce zamieszkania.
Sposoby pogłębienia życia wewnętrznego
Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie!
Łk 12,35
Pierwszym sposobem pogłębienia życia wewnętrznego jest oderwanie się od rzeczy ziemskich, wynikające ze zbawiennego przekonania, że „wszystko to marność i pogoń za wiatrem” (Koh 1,14).
Jakaż to cisza, jakiż harmonijny i słodki spokój, kiedy dusza zatrzymuje się i myśli o tym, że wszystko przemija, że tu na dole nie ma niczego, co zasługiwałoby na uznanie, miłość, pragnienie, że teatr tego świata znika w jednej chwili, a mądrym jest ten, kto czeka na to życie, które nigdy się nie skończy!
„Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie” (Łk 12,10), więc… cóż są warte twoje bezużyteczne myśli, twoje próżne zadowolenie, cała twoja troska o wszystko, co musi tutaj zostać? Tak, żyjemy na ziemi, ale nie po to, aby na niej się zatrzymać; jesteśmy w świecie, ale nie po to, aby być ze świata. Przechodzimy po tym świecie, jakby wąską, niewygodną ścieżką, pragnąc wyjść na otwartą przestrzeń, do prawdziwego życia, do którego jesteśmy stworzeni! Jeśli zatem tak jest, to już teraz, nie czekając na wieczność, zacznijmy żyć Bogiem, ponieważ to wygnanie nie jest tylko oczekiwaniem Boga, ale zadatkiem posiadania Go. Ten Bóg, którego będziemy posiadać w wieczności, nasza niepojęta szczęśliwość, już jest nasz. Mamy Go w sobie. Tam w widzeniu, tu w tajemnicy; tam w niezachwianym pokoju, tu w mężnej walce; tam w radości, tu w ciągłym trudzie. Tak, ale to jest to samo niezmierzone Dobro, które posiadamy, a wiara pozwala nam Nim się radować!
Niech więc nasze uczucie porzuci wszystko, byle tylko zdobyć Jego! Oderwanie się od wszystkiego, co podpada pod nasze zmysły i kończy się na wygnaniu, prowadzi nas ku skupieniu się na tym, co niewidzialne, kieruje nasze uczucia ku temu, co nie przemija z czasem, sprawia, że nasze energie skupiają się na poszukiwaniu prawdy.
I oto rodzi się potrzeba milczenia, najskuteczniejszego sposobu pogłębienia życia wewnętrznego. Milczenie powinno być umiarkowane i mądre, w przeciwnym wypadku będzie wadą, a nie cnotą. Milczenie polega nie tylko na powstrzymywaniu się od mówienia, ale także na mówieniu, jak i kiedy trzeba, z tą wewnętrzną mądrością, która cechuje duszę skupioną i zjednoczoną z Bogiem.
Otwieraj usta tak, jakbyś zazdrośnie pragnął zachować nienaruszonym Skarb, który nosisz w sercu, bo nie powinieneś zapomnieć, że twoje serce jest naczyniem pełnym niebiańskiego zapachu, który łatwo się ulotni, gdy naczynie jest otwarte.
Mów, mając na uwadze, że wszystkie twoje słowa mają być zgodne z wolą Bożą i każde z nich dociera do Niego jako perła, która ma wartość wierności i miłości. Mów, pamiętając, że Ten, który słucha Cię jako pierwszy, ma otrzymać i uznać twoje słowo godnym Siebie!
Przyciszony głos, delikatny, niewymuszony uśmiech, gotowość do oddawania głosu innym, do ustępowania wobec ich prawych opinii i upodobań, troska o to, aby nigdy nikogo nie przytłoczyć ani nie zranić, mówią wyraźnie, że twoje serce zajmuje się sprawami o wiele większymi niż to, co widać na zewnątrz. Nawet jeśli nie będziesz widowiskiem1 budującym dla ludzi, którzy nie zawsze zauważą to, co przekracza zmysły, to będziesz widowiskiem dla Aniołów, którzy nieustannie otaczają czcią Boga – Tego, który w tobie mieszka, przyjmując oraz ofiarując Mu twoje czuwające serce!
W jakiejkolwiek znajdziesz się sytuacji, nie angażuj się zbytnio i pamiętaj o tym, aby od czasu do czasu spojrzeć w swoje serce, jakby milczącym gestem wyznając: tu jest moje życie! Zatroszcz się, aby to, co zewnętrzne nigdy było w stanie cię zmienić ani zaniepokoić, aby pozostało na powierzchni, pozostawiając twoje wnętrze nietknięte. A gdyby cokolwiek cię zraniło, wracaj gorliwie do swego serca, jak gołębica do arki zbawienia2, a odnajdziesz twojego Gościa, który pragnie cię odzyskać dla Siebie, oczyścić i odnowić! Nigdy nie zdołasz w pełni uświadomić sobie, że jesteś kochany tak bardzo, jak On kocha ciebie, i to bez żadnej twojej zasługi, lecz tylko dlatego, że On jest dobry i bardzo się cieszy, gdy przyjmujesz Jego miłość oraz czuwasz nad sobą, aby nigdy o niej nie zapomnieć! Pan jest dobry, jest bardzo dobry! Starajmy się być, na ile to możliwe, godni Jego!
Innym sposobem pogłębienia życia wewnętrznego jest umartwienie ciekawości. Z natury posiadamy tę zgubną skłonność, że chcemy wszystko widzieć i wiedzieć, podczas gdy tylko jedna rzecz jest konieczna. Tą jedną rzeczą dla duszy prowadzącej życie wewnętrzne, jest skupienie uwagi na Boskim Gościu, stanowiące dla niej źródło wszelkiego dobra. Dusza więc niech ucieka od wszystkiego, co ją rozprasza i wyprowadza poza jej serce, a także niech obawia się cienia ziemskiego prochu, który może zaciemnić w niej blask Bożej obecności. Swobodna i radosna ostrożność, nie sprawiająca wrażenia oziębłości i obojętności wobec bliźniego, którego należy kochać jak siebie samych, mądra ostrożność, pozwalająca kochać pobożność i dać innym odczuwać jej wielkość i czystość.
Należy formować w sobie jasną świadomość własnych obowiązków, spełniać je dokładnie i konsekwentnie, a poza tym nie zajmować się niczym innym, co odwraca uwagę i rozprasza duszę, marnuje jej energię i ogranicza rezultaty. Wezwanie Apostoła: „Uważaj na siebie!” (1 Tm 4,16) każe skoncentrować siły, kierując je na jedyny cel.
Niech więc dusza zazdrośnie3 strzeże pokoju i niech go wszelkimi sposobami zachowuje, aby jasno widzieć drogę pokoju i gorliwie nią podążać.
1 Por. 1 Kor 4,9: „Staliśmy się bowiem widowiskiem światu, aniołom i ludziom”. „Widowisko budujące dla ludzi” w znaczeniu dobrego przykładu, który nie zawsze będzie doceniony. „Widowisko dla Aniołów” w znaczeniu postaw, które będą docenione i nagrodzone przed Bogiem.
2Por. Rdz 8,8-12.
3 „Zazdrość” rozumiana jako wyłączność, skupienie na czymś całej swojej uwagi. Por. np. Jk 4,4-5.
[Rozdział 4]
Najwierniejsza służebnica
Bóg bowiem pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje.
1P 5,5
Dusza pielęgnująca życie wewnętrzne jest jak szlachetna dama, która ma za Oblubieńca Króla wszechświata, Stwórcę nieba i ziemi! Jest przyobleczona w łaskę, ociekająca boską wonią, a idąc ramię w ramię ze swoim Oblubieńcem, staje się naśladowczynią Aniołów, cała niebiańska! Ta najszczęśliwsza dama niezmiernie potrzebuje jednak służebnicy, bez której nie może ruszyć się ani na krok, bo spadłaby nieubłaganie w przepaść. Kocha tę służebnicę, pożąda jej od samego początku, czuje jej absolutną konieczność, czyni ją nieodłączną towarzyszką każdej chwili swojego życia.
Najwierniejszą i niezastąpioną służebnicą takiej duszy jest święta pokora. Jest tak kochana, tak ceniona, tak szanowana, że staje się jakby gospodynią, zasadą, przewodniczką tej, która ją posiada.
„ Jeśli nie staniecie jak dzieci, – mówi Jezus – nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18,3). A żeby wejść do wspaniałego nieba życia wewnętrznego, trzeba być najmniejszym, bardziej niż wszyscy najmniejsi, pokornym wśród pokornych.
Piękna jest cnota pokory, właśnie dlatego, że jest mała, prosta, biała jak nienaruszona szata, do której nie przywiera żadna plama. Jest to najbardziej naturalna i spontaniczna cnota, która nawet nie wie, że jest cnotą i uważa się za rzecz konieczną, posiadaną przez wszystkich. Istotnie: cóż bardziej sprawiedliwego i rozsądnego niż wiara i pragnienie prawdy? Jestem bezradnym stworzeniem dobrego Boga, które potrzebuje Go w każdej chwili, które nie może wykonać samo z siebie ani jednego gestu, ani jednego czynu! Jak zatem w jednej chwili może wznieść się ponad nicość?
Dusza kocha tę nicość, ceni ją, bo czuje, że jest ona jedynym kluczem do zdobycia Boga i cieszy się z tego, że jest stworzeniem, że nie ma żadnej władzy i w każdej chwili zależy od Tego, który ją stworzył. Przekonanie o swej nicości daje duszy najsłodszy pokój i w tym pokoju czuje ona bliskość Boga i rozwój życia wewnętrznego, zachwycające zjednoczenie w miłości!
Im głębsze jest pogodne przekonanie o własnej nicości, tym bardziej dusza staje się zdolna do działania łaski. Jest ona jak pustka, która rozszerza się dzień po dniu, dając miejsce Bogu. Wielce pocieszająca to prawda, bo pokora jest cnotą dostępną dla wszystkich i nie wymaga żadnych talentów poza dobrą wolą.
Musimy kochać naszą nicość. Jak objawia się ta miłość? Objawia się przy każdym uświadomieniu sobie naszej niemocy, naszej niższości, niezależnie od tego, czy sami zauważamy je w sobie, czy też inni je w nas zauważają. Kto kocha swoją nicość, nie dziwi się, nie denerwuje, przyjmuje prawdę przed Bogiem i przed ludźmi, korzysta ze słowa innych, nie ulegając miłości własnej, ani wewnętrznie, ani zewnętrznie.
Więcej: dusza, która pozostaje pogodna w swej znikomości, zamiast kurczyć się i rozpaczać w jej obliczu, podnosi się łagodnie we własnym sercu, czuje bliżej, bardziej intymnie nieskończone Dobro, w którym złożyła całą swą miłość. Im bardziej brakuje jej szacunku stworzeń i im bardziej, przede wszystkim, traci dobrą opinię o samej sobie, tym bardziej zyskuje w życiu wewnętrznym. Odchodzi od ziemi i zbliża się do nieba, staje się obcą wśród stworzeń, a domownikiem w Domu Bożym, nie zatrzymuje się na próżnych rozważaniach, ponieważ słucha Słowa w swoim sercu i rozmawia z Nim.
To oddalenie się od świata zewnętrznego nie czyni jej jednak zdziwaczałą i wyobcowaną, bo wtedy nie miałaby tej miłującej prostoty dzieci Jezusa, które uważają się za niższe od wszystkich. Przeciwnie, umie żyć ze wszystkimi, kochać i podobać się wszystkim, podczas gdy głęboka, niewysłowiona tajemnica oddziela ją od wszystkich. Ona czuje się niższa, tak, ale jednocześnie czuje się umiłowana przez Tego, który jest ponad wszechświatem i raczy podnieść ją do jedności ze Sobą! Boża łaskawość zadziwia ją i sprawia, że staje się coraz mniejsza, bardziej zapomina o sobie, bardziej okazuje szacunek innym i staje się pokorna wobec wszystkich. Kontakt z Bogiem, którego nigdy nie traci z oczu, w ciszy ogałaca ją ze złych skłonności natury, a okrywa bezcennymi klejnotami Tego, który ją kocha! Nie zwraca uwagi na siebie, ponieważ, gdy sama jest skupiona na Nim, to pokora, najwierniejsza służebnica, służy jej we wszystkich jej czynach, we wszystkich jej słowach, w milczeniu i myślach, pozostawiając ją czystą w jej umyśle, czystą od nędznych drobiazgów tych, którzy służą pysze i własnemu honorowi. Tylko ten, kto tego doświadcza, zna nieporównywalną wartość tej pokornej i nieprzerwanej wymiany z nieskończonym Dobrem!