Boże wezwanie jest inne dla każdego, jak i jego realizacja. Jednych Bóg powołuje do małżeństwa, innych do kapłaństwa, innych do życia całkowicie poświęconego dla innych w świecie, bądź za klauzurą… Jak rozeznać swoje powołanie i by pełniąc Jego Wolę stawać się coraz bardziej sobą? Drogi są różne, a każdą z nich prowadzi Bóg… Nie sposób opisać wszystkich, zatrzymajmy się więc króciutko tylko nad kilkoma.
Droga św. Franciszka
Św. Franciszek – syn kupca o dość wygórowanych ambicjach. Prowadził życie młodzieńcze hulaszcze, jak to opisuje Tomasz z Celano: „Wzbudzał ogólny podziw, a w pogoni za próżną chwałą nie dał się nikomu prześcignąć, w żartach, w krotochwiłach, w dowcipach, w piosenkach, w miękkich i powiewnych strojach. Był bowiem bardzo zamożny, nie skąpy ale rozrzutny, nie chciwy pieniędzy ale trwoniący majątek, obrotny kupiec ale pełen próżności szafarz. Był wszakże człowiekiem ludzkim, zdolnym, bardzo miłym, chociaż ku swojej głupocie. Z tego powodu szło za nim wielu, czyniących nieprawość i jątrzących do przestępstw.”
Franciszek idzie za ambitną wizją ojca i pragnie zostać rycerzem, pełnić wielkie dzieła. Wziął udział w wojnie między swoim miastem rodzinnym a Perugią i podczas jednej z bitew został wzięty do niewoli. Tam miał dłuższy czas aby przemyśleć swoje życie i tam nastąpiła już pewna zmiana w jego sposobie myślenia. Tak o tym czasie czytamy w jego życiorysie hagiograficznym wg Tomasza z Celano:
„Mianowicie, kiedy między perugianami i asyżanami trwał krwawy wojenny konflikt, Franciszek z wieloma innymi został pochwycony; zakuty w kajdany wspólnie z innymi znosił obrzydliwe więzienie. Współjeńcy poddawali się smutkowi, nieszczęśnie opłakując fakt swojej niewoli. Franciszek radował się w Panu, z więzów śmiał się i nimi pogardzał. Oni, bolejący, strofowali go, że cieszy się w kajdanach; mieli go za przygłupka i pomyleńca. (…) Był wówczas wśród współjeńców pewien rycerz, pyszny i bardzo nieznośny. Podczas gdy wszyscy postanowili zerwać z nim, Franciszek nie stracił doń cierpliwości. Znosił nieznośnego, a wszystkich nakłania do pokoju z nim.”
Po uwolnieniu szybko wraca do poprzednich ambicji rycerskich, choć w głębi serca coraz bardziej czuje, że nie jest to jego droga. Mimo to, przymierza się do wyprawy do Apulli by zdobyć chwałę i zaszczyty rycerskie. Bóg wkracza ponownie mocniej i wyraźniej w jego życie odwołując się do jego pragnień i wskazuje ich głębsze znaczenie… Tak opisuje to biograf Świętego:
„Albowiem pewien szlachcic z miasta Asyżu czynił wielkie przygotowania rycerskie. Nadęty wichrem próżnej chwały postanowił udać się do Apulii celem zarobienia pieniędzy lub pomnożenia zaszczytów. Usłyszawszy to Franciszek, jako że był płochy i niezwykle śmiały, poszedł z nim w zawody, choć nierówny mu szlachectwem pochodzenia ale wyższy ambicją, choć uboższy w bogactwa ale hojniejszy gestem. Pewnej nocy, kiedy cały pogrążył się w przemyśliwaniu, jakby tego przedsięwzięcia dokonać, i palił się do wyprawy, wtedy ten, który uderzył go był rózgą sprawiedliwości, nawiedza go słodyczą łaski w nocnym widzeniu, a jako chciwego chwały mirażem chwały pociąga go podnosi.Ujrzał swój dom cały zapełniony rycerską zbroją, mianowicie siodłami, tarczami, włóczniami i innym sprzętem, a ciesząc się bardzo, dziwił się po cichu, cóż by to było. Nie nawykł bowiem widywać takich rzeczy w swoim domu, raczej bele płótna na sprzedaż. Gdy tak niemało zdumiewał się nagłym obrotem rzeczy, odpowiedziano mu, że ta wszystka zbroja będzie jego i jego żołnierzy.
Rano, obudziwszy się, wstał radosny na duchu i sądząc, że widzenie wróży mu wszelką pomyślność, upewnił się co do powodzenia swojej drogi do Apulii. Nie wiedział bowiem, co mówi, i nie rozpoznał jeszcze daru danego sobie z nieba.”
W innym miejscu czytamy dalej:
„Dlatego usiłuje iść do Apulii, aby dostąpić zaszczytnego stanu rycerskiego. Cielesny duch dyktuje mu cielesne rozumienie doznanej wizji, podczas gdy w skarbcu mądrości Bożej kryje się sens o wiele szczytniejszy. Przeto pewnej nocy, podczas snu, ktoś po raz drugi przemawia do niego poprzez wizję i pilnie pyta, dokąd chce podążyć. A kiedy Franciszek opowiada mu swój zamiar i mówi, że udaje się do Apulii, by pełnić służbę rycerską, zostaje troskliwie zapytany: Kto może mu lepiej zrobić, sługa czy pan? Franciszek rzecze: „Pan.” A tamten: „Dlaczego więc szukasz sługi zamiast pana?” A Franciszek: „Panie, co chcesz, abym czynił?” A Pan do niego powiada: „Wróć do swej ziemi rodzinnej, ponieważ tam dokonam duchowego wypełnienia twojej wizji.”
Franciszek wraca i tam na modlitwach i w odosobnieniu wsłuchuje się w głos woli Bożej. Coraz jaśniej widzi, że jego miejsce jest przy „Panu”, a nie przy „słudze”.
Potem miał kolejną wizję, którą zrozumiał dosłownie, jak czytamy w życiorysie św. Franciszka wg. św. Bonawentury: „Sługa Najwyższego nie miał w tym wszystkim innego nauczyciela, jak tylko samego Chrystusa. Łaskawość Boża posunęła się aż do tego, że nawiedziła go słodyczą swojej łaski. Gdy bowiem któregoś dnia wyszedł za miasto, aby wśród pól oddać się rozważaniom i przechodził koło kościółka św. Damiana, któremu z powodu starości groziła ruina, za natchnieniem Ducha Świętego wstąpił do niego, aby się modlić. Upadłszy twarzą na ziemię przed podobizną Ukrzyżowanego, doznał podczas modlitwy niemałej pociechy ducha. A gdy wpatrywał się z oczyma prze–pełnionymi łzami w Krzyż Pana, usłyszał na własne uszy głos dochodzący do niego z Krzyża mówiący trzy razy: ,,Franciszku, idź i napraw mój dom, który, jak widzisz, cały ulega zniszczeniu” Franciszek drżąc zdziwił się bardzo, gdy usłyszał tak godny podziwu głos. Był przecież sam w kościele. Pojmując sercem moc Bożego wezwania wpadł w zachwyt. Przyszedłszy jednak do siebie, przygotował się do wykonania polecenia, sądząc, że odnosi się ono do materialnej naprawy kościoła.” Dopiero z po długim czasie zrozumiał całą prawdę tego przesłania.
Franciszka Bóg pociągnął do siebie wykorzystując to, co go interesowało. Wydawać by się mogło, że to nie do końca uczciwe… ale czyż nie Bóg jest dawcą wszelkich zainteresowań i umiejętności? Skąd wiemy gdzie będzie najlepsze miejsce ich wykorzystania? Franciszek został największym rycerzem Ojca Wszechmocnego, nie mieczem i zbroją ale pokorą i prostotą… O nim słuchamy do dziś, od niego się uczymy żyć…
Droga św. Klary
Ze św. Klarą było inaczej. Ona od dzieciństwa była pobożna, wręcz z mlekiem matki wyssała miłość do Boga i ludzi. Piękna i dobra dla wszystkich, rozmodlona. Jej Bóg wskazał drogę najlepszą dla niej nie przez wizje, czy prorocze sny. Nie musiał otwierać jej oczu duszy przez cierpienie, czy niepowodzenie. Młodej Klarze postawił na drodze prostego żebraka, którego życiem i słowami się zachwyciła. Pociągnięta tym przykładem zapragnęła takiego samego życia. Można by powiedzieć, w jego życiu odnalazła swoje prawdziwe życie, które była wpisane w nią głęboko od stworzenia. Tak czytamy u Tomasza z Celano, podczas opisu odbudowy pierwszego kościółka przez św. Franciszka: „Kiedy wrócił na miejsce, w którym, jak powiedziano, dawnymi czasy zbudowano kościół św. Damiana, przy pomocy łaski Najwyższego naprawił go pieczołowicie w krótkim czasie. To jest to błogosławione miejsce, w którym po upływie prawie sześciu lat od nawrócenia świętego Franciszka, za sprawą tegoż świętego męża, wziął początek chwalebny zakon i dostojna wspólnota Ubogich Pań i świętych dziewic. W nim to pani Klara, urodzona w mieście Asyżu, stała się fundamentem jako najcenniejszy i najmocniejszy ze wszystkich nałożonych kamieni. Bo kiedy po założeniu zakonu Braci wspomniana pani pod wpływem napomnień świętego męża nawróciła się do Boga, stała się zbudowaniem dla wielu innych i dla niezliczonych wzorem. Szlachetna urodzeniem ale szlachetniejsza łaską; dziewica ciałem a najczystsza duchem; młodziutka wiekiem ale dojrzała umysłem; stała w zamiarze i najżarliwsza w pragnieniu miłości boskiej; obdarzona mądrością i wybitną pokorą; Klara-Jasna z imienia, jaśniejsza w życiu, najbardziej jasna w obyczajach.”
O spotkaniach św. Franciszka i Klary czytamy w Legendzie wg br. Tomasza z Celano: „Słysząc rozmowy o Franciszku, już wtedy sławnym, że jako „mąż nowy,” z nową mocą odnawia drogę życia w doskonałości, co już znikła była ze świata, zaraz zapragnęła słyszeć go i widzieć. Natchnął ją do tego Ojciec duchów, od którego oni oboje otrzymali pierwsze inspiracje, chociaż każde z nich w inny sposób. Niemniej i on pragnął widzieć się z nią i rozmawiać, słyszał bowiem o niej jako o dziewczynie bardzo bogatej w łaskę; zobaczyć, czy i w jaki sposób da się ją „wyrwać z tego złego świata” (Ga 1,4) i jako szlachetną zdobycz ofiarować swemu Panu, który przyszedł był w tym celu, by zdobywać łupy i pustoszyć królestwo tego świata. (…)
Ojciec Franciszek zachęca ją do wzgardzenia światem, w żarliwej mowie wykazuje jej, jak próżną jest nadzieja pokładana w świecie i jak zwodnicze są jego pozory. Wsącza w jej uszy słodycz zaślubin z Chrystusem, radząc jej zachować nienaruszoną perłę czystości dziewiczej dla tego błogosławionego Oblubieńca, który z miłości stał się człowiekiem.”
I tak Św. Klara powierza siebie, swoją drogę pod kierownictwo św. Franciszka, ufając mu, że doprowadzi ją do Ojca Niebieskiego, do Syna i Ducha, jak czytamy dalej w ww. Legendzie: „Zapalona miłością nieba, tak głęboko wzgardzą próżnością chwały ziemskiej, że już żaden przepych świata nie potrafi pociągnąć jej serca. Lekceważy również ponęty ciała i postanawia nie znać „łoża grzechu” (por. Mdr 3,13), pragnąc uczynić ze swego ciała świątynię dla samego tylko Boga i starając się poprzez praktykowanie cnót zasłużyć na zaślubiny z wielkim Królem. Zawierza całkowicie radzie Franciszka, wybierając go na swego przewodnika, po drodze do Boga. Odtąd całą duszą lgnie do jego świętych rad i gorącym sercem przyjmuje wszystko, co mówi jej o dobrym Jezusie. Z przykrością znosi próżność świeckiej elegancji, a to wszystko, co na zewnątrz wprawia w podziw, „uważa za śmiecie, żeby tylko Chrystusa pozyskać”. I w Niedzielę Palmową oddaje się Bogu i Kościołowi na własność.
Nasze małe drogi
Moje powołanie to DAR BOŻEJ DOBROCI, MIŁOŚCI I MIŁOSIERDZIA.
Pan Bóg prowadził mnie w życiu krok po kroku dając dobre natchnienia i spełniając je. Aż wreszcie DROGOCENNA PERŁA, stała się moją własnością.
Jestem Panu Bogu za nią bardzo wdzięczna.
s. M Ewa od Miłosierdzia Bożego
Pytanie – dlaczego przyszłam pozostaje wciąż żywe we mnie – odnawia moją młodość.
Kiedy przypominam sobie początki wszystko nabiera lepszego smaku. Pragnęłam być wszędzie i obejmować modlitwą wszystkich. Kiedy spojrzałam na Serce Jezusa w Tabernakulum w Szczytnie, zrozumiałam, że moje miejsce jest właśnie tu. Jestem w Sercu Kościoła przy Sercu Chrystusa i mogę obejmować modlitwą każde serce. To dla mnie bardzo ważne.
s. M Jadwiga od Jezusa Ukrzyżowanego i Matki Kościoła
To nie ja wybrałam drogę życia zakonnego. To Pan Bóg tak pokierował okolicznościami życia, że tu trafiłam.
To miłość sprawiła, że jestem w tym domu zakonnym, ale nie moja, lecz miłość Boga do mnie. To Bóg z miłości do mnie, ale nie z powodu zasług czy doskonałości, ale z powodu utrudzenia i obciążenia mojego, powiedział „PRZYJDŹ DO MNIE, A JA CIĘ POKRZEPIĘ” (por. Mt 11,28).
To nie moja bezgrzeszność i niewinność, ale dlatego, że jestem grzesznikiem, powołał mnie Bóg do domu pokuty i nawrócenia, ALBOWIEM TO GRZESZNIKÓW POWOŁAŁ JEZUS DO NAWRÓCENIA, A NIE SPRAWIEDLIWYCH.
To Bóg mnie przygarnął, gdy byłam poraniona przez świat i w takim stanie przez świat pozostawiona. I wtedy, obok mnie przechodził Bóg i widział jak szamotałam się we krwi grzechu i podniósł mnie, wziął na ramiona, przygarnął do serca, oczyścił i opatrzył mi rany; nakarmił mnie chlebem powszednim dla ciała i CHLEBEM I WINEM SWEGO CIAŁA I KRWI dla duszy; nakarmił Sobą moje serce i związał się ze mną przymierzem miłości.
s.M. Agnieszka od Jezusa Miłosiernego
Czemu takie życie, klauzura, wspólnota kontemplacyjna?
… Pragnienie MIŁOŚCI i SZCZĘŚCIA, ale nie na krótki dystans tylko, nie częściowo – tylko w pełni. Jeden Bóg może i to daje – każdego dnia z MIŁOŚCI do mnie otwiera mi oczy i zaprasza do kroczenia za Nim – by być SZCZĘŚLIWĄ.
s. M. Weronika od Jezusa Sługi
Moim pragnieniem było być stale blisko – możliwie najbliżej Ukochanego. Liczył się tylko On i Jego Miłość. Wiedziałam, że przegram życie, jeśli nie pójdę za Jego głosem.
I nie pomyliłam się.
s. Maria Magdalena od Dzieciątka Jezus
Moja droga do zakonu… Bóg wlał mi w serce pragnienia życia głębszego, mającego większy sens, niż tylko „przetrwanie”. To pragnienie się pogłębiało i nie dawało spokoju i to ono doprowadziło mnie do Tego miejsca. Z czasem widzę, że pobudki były trochę egoistyczne, ale wystarczyło to Ojcu Najwyższemu, by mnie zachęcić do przybycia i odkrycia prawdziwego Źródła tego pragnienia i rozmiłowywania się w Nim. DEO GRATIAS.
s. Maria od Jezusa w Ogrójcu
Pochodzę z katolickiej rodziny, w której uczono mnie kochać Pana Boga i bliźniego. Dlaczego poszłam do klasztoru – nie wiem. W ciągu miesiąca zostawiłam wszystko i poszłam, to była moja osobista decyzja. Rodzice się domyślali i jak sie pakowałam tato był w pracy a mama to mi powiedziała, żebym wzięła ze sobą takie małe radio, bo tam nie wytrzymam bez muzyki.
Jestem już 44 lata w zakonie i dzięki Panu bogu nie żałuję tego wyboru. Pan Bóg okazał mojej rodzinie i mnie Wielkie Miłosierdzie powołując mnie do zakonu i daje mi siły, że trwam.
s. M. Elżbieta od Świętej Rodziny